Tren a las Nubes – Pociągiem w chmury

Podróż pociągiem w chmury to jedna z tych atrakcji, które od początku budzą ciekawość. Kiedy byliśmy w Salcie, wiedzieliśmy, że nie mogliśmy jej pominąć. W końcu to jedna z najwyżej położonych linii kolejowych na świecie, a do tego prawdziwa legenda Argentyny. Postanowiliśmy wiec przeznaczyć jeden dzień na tę przygodę. Nasz plan obejmował: wyjazd z samego rana, droga przez góry i przejazd słynnym Tren a las Nubes do Viaducto La Polvorilla.

 

Z Salty wyjechaliśmy około 7:30 rano, kierując się drogą krajową numer 52. To trasa, która sama w sobie jest warta przejechania. Po mniej więcej trzech godzinach dotarliśmy do San Antonio de los Cobres, miasteczka położonego na wysokości 3775 metrów nad poziomem morza. Czuć było, że jesteśmy wysoko!

O 11:30 rozpoczęło się zameldowanie na pociąg. Najpierw kontrola dokumentów, później sprawdzanie biletów i w końcu mogliśmy wejść do wagonu w poszukiwaniu przeznaczonych dla nas miejsc. 

W jednym z wagonów znajdował się też mały bufet, gdzie można było zamówić kawę, herbatę czy coś słodkiego.

Kiedy pociąg ruszył, w wagonach zapanowała cisza. Wszyscy wyglądali przez okna…

Za szybą spokojnie przesuwały się doliny, a od czasu do czasu mijaliśmy miejsca, o których krótką historię opowiadał przewodnik. 

W pewnym momencie w oddali zaczęliśmy dostrzegać sylwetkę wiaduktu La Polvorilla -naszego celu.

Wiadukt robi ogromne wrażenie, wznosi się na wysokości ponad 4200 metrów n.p.m i ma 224 metry długości, a został zbudowany w latach 30.XX wieku jako część linii łączącej Salta z chilijskim portem Antofagasta. Była to wówczas jedna z najtrudniejszych inwestycji inżynieryjnych w Ameryce Południowej. 

Wszystkie materiały trzeba było transportować na mułach, a prace prowadzono w ekstremalnych warunkach wysokościowych.

Chwila, kiedy pociąg powoli wtaczał się na wiadukt, była niesamowita. Z okien było widać przepaść, góry, niebo i uśmiechnięte twarze pasażerów wychylających się po pamiątkowe zdjęcie. Każdy chciał uwiecznić ten moment, w końcu jechaliśmy „wśród” chmur…

Po zakończeniu przejazdu mieliśmy około pół godziny wolnego czasu. Na placu przed wiaduktem lokalni mieszkańcy sprzedawali rękodzieło. Wełniane czapki, poncha, torby i drobne pamiątki. Wszystko było oczywiście bardzo kolorowe.

Dość nietypowym, ale bardzo ciekawym momentem była ceremonia podniesienia flagi. W pewniej chili wszyscy zebrali się wokół masztu, a kiedy flaga Argentyny zaczęła powoli unosić się  górę, rozbrzmiał hymn. 

Dla Argentyńczyków Tren a las Nubes to nie tylko atrakcja turystyczna, ale też część historii, a poniesienie flagi i wspólne odśpiewanie hymnu nie było przypadkowe. Ceremonia odbywa się codziennie, aby upamiętnić pracowników, inżynierów i kolejarzy. To ważny element tej wyprawy i symbol dumy z kraju, który potrafił stworzyć coś tak niezwykłego wysoko w górach. 

 

W drodze powrotnej pociągiem, a później samochodem, znów mogliśmy podziwiać niezwykle krajobrazy. Trasa prowadziła ta sama droga, przez Campo Quijano, gdzie świat zmieniał kolor, od kamiennych szarości po cieple odcienie pomarańczu. Po drodze mijaliśmy spacerujące po torach kolejowych lamy, a także pasące się na łące krowy. Krajobraz, który nam towarzyszył, zazwyczaj był surowy i bardzo suchy, ale jednocześnie zachwycająco piękny. 

Dziękuję za odwiedziny i zapraszam na kolejny wpis!

                                                                                                                                                    Agnieszka

Laat een reactie achter

Je e-mailadres wordt niet gepubliceerd. Vereiste velden zijn gemarkeerd met *