Żegnając luty, myślałam, że oprócz tych kilku ciekawych chwil, które było mi dane wtedy przeżyć, żegnam szary miesiąc z nieustającymi deszczami i kilkoma sztormami. Myliłam się. Żegnając luty, miałam nadzieję, że marzec przyniesie więcej słońca i zadba o lepszą pogodę ducha… Pewnie znacie powiedzenie ”nadzieja matką głupich…”
Przyszedł marzec i przyniósł ze sobą prawdziwą wiosnę. Kwitnące kwiaty i drzewa, dłuższe i pierwsze ciepłe bezchmurne dni. Hojność tego miesiąca nie była jednak taka, do której przyzwyczajeni byliśmy od lat. Marzec zabrał bowiem coś, czego w lutym mieliśmy pod dostatkiem. Wolność i zwykłą codzienność. Koronawirus (COVID-19), który pojawił się w Chinach i sparaliżował Włochy, dotarł również do Holandii i Polski. Coraz to większa liczba zachorowań nie tylko w tych dwóch krajach, ale na całym Świecie, wywołała ogólnoświatową panikę. Przyglądając się temu wszystkiemu, odniosłam wrażenie, że marzec 2020 to tytuł serialu, w którym my zwykli ludzie, staliśmy się aktorami i gramy główną rolę.
Pierwszy tydzień kwarantanny był dla mnie bardzo samotny i chyba najcięższy. Oddalona od zwykłej codzienności, odizolowana od ludzi, których do tej pory w moim otoczeniu mi nie brakowało, przytłoczona wiadomościami Social Mediów ze Świata, które dość negatywnie wpływały na moje samopoczucie, wpadłam w okropny i przerażający mnie stan.
Strach o najbliższych nie pozwalał mi wykorzystać wolnego czasu od pracy w jakiś miły i pożyteczny sposób. Miałam potrzebę nie tylko bycia z informacjami na bieżąco, ale czułam, że ja muszę wiedzieć wszystko. Spędziłam godziny na czytaniu i oglądaniu polskich i holenderskich wiadomości. Podejście obydwu państw w tak zupełnie różny sposób do sytuacji związaną z pandemią zrobiło mi mętlik w głowie. Pojawił się stres, kilka źle przespanych nocy oraz bóle głowy od intensywnego myślenia i szukania odpowiedzi na moje osobiste pytania ” a co jak” ? Ogólne zmęczenie psychiczne dało się we w znaki, a sytuacja z dnia na dzień zarówno w Holandii, jak i Polsce pogarszała się i nadal się pogarsza :(. Zdając sobie sprawę z tego, że czekają mnie długie dni pośród 4 ścian, postanowiłam natychmiast odciąć się od telewizji i spróbować tylko raz dziennie przeczytać najważniejsze wiadomości z dnia, a resztę czasu inwestować w siebie. Skupić się na rzeczach, które pozwolą na chwilę zapomnieć o tym, dlaczego nie pracuję, dlaczego nie umówię się z koleżanką na pogaduchy, dlaczego nie odwiedzę rodziców Chrisa i nie zjem z nimi obiadu i dlaczego powrót Chrisa do domu na dany dzień stał się niemożliwy.
W tych pięknych za oknem i drzwiami dniach przyszło mi nauczyć się żyć inaczej. Z pewną niewiadomą, bez obowiązku zarabiania pieniędzy i bez przyjemności, którą czerpię ze spotkań z ludźmi…
Zostając w domu, zrobiłam chyba największe wiosenne porządki w moim życiu.
Zostając w domu, ogarnęłam i nadal ogarniam administrację.
Zostając w domu, rozwijam się w kuchni. Gotowanie, pieczenie to coś, za czym nie przepadałam, a nagle zaczyna mi się podobać.
I najważniejsze, zostając w domu, żyję szczęśliwa z myślą, że nie rozprzestrzeniam wirusa.