Styczeń słynie z tego, że jest najbardziej przygnębiającym miesiącem w roku. Jedni kochają ten miesiąc, ponieważ chętnie witają spokój po gorączkowym czasie świąt, a inni na brak świątecznego oświetlenia w te szare, ponure, zimne dni zmagają się z negatywnym samopoczuciem bądź chwilową depresją.
Wydaje mi się, że nigdy nie należałam do pierwszej bądź drugiej grupy. Żegnając czas świąt, oswajałam się z różnymi nowymi pomysłami i nie mogłam doczekać się realizacji wszystkich nowych planów. Powoli wracałam do starej normalności, a za brakiem blasku świątecznych ozdób zwyczajnie nie miałam czasu zatęsknić…
Tegoroczny styczeń był zupełnie inny. Mimo kilku fajnych chwil często zmagałam się z ogólnym brakiem energii i chęcią podejmowania jakichkolwiek działań.
Być może miałam złudną nadzieję, że styczeń 2021 będzie wymarzonym miesiącem “końca i początku”? Nie wiem, ale patrząc na wszystkie wydarzenia, które ciągle nas otaczają, cieszę się, że w ten nowy rok weszłam bez wyraźnego scenariusza, inaczej już w pierwszych tygodniach musiałabym zacząć w nim kreślić.